M gra. Zabili go. Kolejny raz. I co? "Fa*k!"
Gniewko wylał na siebie wodę. I co? "Fa*k!"
Ja: "Gniewko, mówi się ojej."
Gniewko upuścił zabawkę. I co? "Fa*k, ojej!"
Tak więc u nas pierwszym wprowadzonym zamiennikiem stało się "Ojej". Na szczęście przyjęło się dość szybko i po kilku dniach, gdy Gniewkowi przydarzy się coś nieoczekiwanego pada samo "Ojej!"
To na tą chwilę u nas jedyna anegdota w której bohaterami są bluzgi i dzieci. Jestem jednak pewna, że też macie takie w swoim arsenale. Nic chlubnego, ale chyba powszechnego(?) Dzisiaj dzień bez przekleństw więc podzielcie się swoimi historiami i pocieszcie mnie, że nie tylko my jesteśmy "złymi" rodzicami! Jakie zamienniki u Was się przyjęły?
Pozwolę sobie zaktualizować ten post o Wasze zamienniki.
Pozwolę sobie zaktualizować ten post o Wasze zamienniki.
--------------------------------------------------------------------
Kreatywne kobitki moje! Przypominam, że jeszcze do jutra linkujemy świątecznie więc te z Was, które to przeoczyły serdecznie zapraszam, a tym z Was, które już się przyłączyły bardzo dziękuję. Nie spodziewałam się aż takiego odzewu!
Jeśli podoba Ci się ten wpis podziel się nim i/lub śledź mnie, aby być na bieżąco.
W moim rodzinnym domu nigdy się nie przeklinało, więc i ja nie przeklinam. Starsznie irytuje mnie moja kuzynka, jej rodzice i mąż, którzy na stale wprowadzili do słownika życia codziennego przekleństwa. Używają ich fakycznie jak coś nie pójdzie po ich myśli, ale właśnie w takim przypadku lepiej użyć ojej czy innego zamiennika.
OdpowiedzUsuńPamiętam zabawną historie z życia mojej siostrzenicy, gdy miała 2/3 latka. Kilka lat temu TVN miał ramówkę gdzie z górki na nartach zjeżdżał renifer (chyba renifer) i krzyczał juhuuuu. W pierwszy dzień świąt była u nas cała rodzina, ktoś włączył TVN leciała ta reklama a moja siostrzenica zamiast juhuuuu głośno krzyknęła huuu juuuu (cała rodzina w śmiech i kilka sekund później konsternacja).
Czy to czasem nie dziś jest dzień bez przeklinania?
OdpowiedzUsuńNiestety znana jestem z tego, że potrafię siarczyście zakląć.
Oczywiście później biję się w pierś i żałuję.
Walczę, walczę, ale ciężko.
Mi się zdarza tylko podczas silnych emocji - niestety. Moja młodsza siostra (młodsza o 11 lat) kiedy ja miałam lat 16,a ona 5,podsłuchała moją rozmowę telefoniczną,gdzie niestety padły przekleństwa,mała to podłapała,a kiedy mama wróciła do domu,siostra stanęła na przeciwko niej i powiedziała "ku*wa". Mój błąd polegał na tym,że nie sądziłam,że tak małe dziecko potrafi wyłapać takie słowa i pozwoliłam jej podsłuchiwać rozmowę dalej. Na szczęście taki incydent powtórzył się tylko raz,a moja mam do tej pory jest w szoku skąd moja siostra takie słowo wynalazła ;)
OdpowiedzUsuńU nas nie ma tego problemu, bo nikt w domu nie przeklina. :)
OdpowiedzUsuńPrzeszłam w życiu przez wszystkie etapy - kompletną abstynencję od wulgaryzmów, klnięcie jak szewc, sporadyczne wulgaryzmy w chwilach silnego wzburzenia... Aż do czasu, gdy okazało się, że mój Mężczyzna ma alergię na przeklinające kobiety (a i sam też nie przeklina) - sprzeczki, które wynikały z krótkiego "i ch*j" szybko wyleczyły mnie z przeklinania na amen :P Obecnie kurde, kurka, cholera - tyle mi wystarcza.
OdpowiedzUsuńWitaj Fajny pomysł no post :-) U nas pierwszy raz był ok. 3,5 roku temu - spisałam na pamiątkę "Opowiadanie o koszyczku" link o tu : http://justynamdmx.blogspot.co.uk/2012/02/walentynki-z-mdmx.html, na co dzień raczej nie zdarza się dzieckom z czymś wystrzelić, chyba, że towarzyszą temu prawdziwe emocje. Ot na przykład będąc na wakacjach w Turcji wybraliśmy się na eko-adventure, czyli wyprawa jeepami po naprawdę stromych zboczach, do tego bitwa wodna - istne szaleństwo... dzieciaki były pod wrażeniem, a Gabryś w pewnym momencie posumował to słowami, nie jestem do końca pewna, ale cos w stylu "This is fucking awsome", OMG - to już padło z naszych ust. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNasi chłopcy siedzieli kiedyś z dziadkami, a w telewizji padło kur..., Bartuś ze stoickim spokojem do dziadków "a tata tak mówi w samochodzie jak się na jakiegoś idiotę zdenerwuje" ;) jak się mąż dowiedział to momentalnie złagodził wybuchy, u nas o dziwo tylko podczas jazdy samochodem dochodziło do takich emocji :?
OdpowiedzUsuńTeraz się pilnuję, ale myślę, że są sytuacje w których sprawdzi się tylko porządny siarczysty bluzg wycedzony przez zęby, dlatego w myślach czasem wiązankę puszczę, a na głos cedzę: "Jej!". Starszy raz wypalił mi w stronę młodszego: "kul.., młody, ręce opadają", zaraz po wizycie na placu budowy. Mama zachwycona pokazywała dźwigi, koparki, beroniarki, rusztowania a dziecię chłonęło tymczasem mowę potoczną pracowników;)
OdpowiedzUsuńJak to się dzieje, że najszybciej uczą się tego czego nie chcemy ich nauczyć?:)
OdpowiedzUsuńWidać Gabryś był zachwycony :D
OdpowiedzUsuńPodziwiam szczerze. U nas może nie ma tragedii, ale popracować nad sobą trzeba:)
OdpowiedzUsuńTo taki nawyk, który trudno wyplenić....:)
OdpowiedzUsuńślicznie ma na imię Twój starszy syn !!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję, nam też się podoba:)
OdpowiedzUsuńFakt, jak sobie wyrobimy odruch warunkowy, to tak już zostanie. Niektóre dzieci na pewnym etapie bardzo dużo przeklinają, a kiedy rodzice nie reagują na ich słownictwo, nagle przestają. Znam to z obserwacji :)
OdpowiedzUsuń